Witajcie :-)
Dzisiaj będzie wreszcie prezentacja mojej pracy. I to nie "bylejakiej", bo jej przygotowanie zajęło mi prawie dwa miesiące. Zapewne już się domyślacie, że będzie mochila. Robiłam ją tak długo, że aż zapomniałam jak trudne były początki. Śledząc Wasze zmagania, wiem że nie jestem oryginalna, ale napiszę, że nauczyła mnie ona pokory. Na początku myślałam, no cóż to za trudność, szydełko, półsłupki i cierpliwość, ale okazało się, że "diabeł tkwił w szczegółach", ale … To zacznę od początku. Temat był mój, więc od razu chciałam spróbować, wzięłam trzy włóczki, jakie mi się trafiły, byle kolor odpowiadał, coś tam zaczęłam dłubać, ale wyglądało to tak sobie, albo nawet bardzo tak sobie. Sprułam to co zrobiłam i wzięłam inne nitki, cieńsze szydełko i niby było lepiej, ale dalej jakoś nie tak. Czas więc był, żeby jednak pogłębić podbudowę teoretyczną. Przeczytałam kolejny raz lekcje u Efy
TUTAJ i
TUTAJ, skarbnica wiedzy, nawet napisałam @ z kilkoma pytaniami, na które dostałam wyczerpujące odpowiedzi, za które bardzo dziękuję. Posiedziałam nad filmikami na YT np
-
TEN, gdzie jest pokazane, że wbijamy szydełko pod połowę oczka i jak nabierać nitkę, żeby wzór był prosty, a nie spiralny,
-
TEN, gdzie pokazane jest przejście pomiędzy dnem, a brzegiem - chociaż ja akurat zrobiłam inaczej
-
TEN, który tłumaczy jak uniknąć plątania się nitek przy użyciu pudełka
i wiele innych
Kolejnym krokiem była inwestycja we włóczki. Tym razem odstąpiłam od recyklingu, gdyż dobranie, koloru, grubości i rodzaju, bo jednak najlepsza jest nierozciągliwa bawełna, graniczyło z cudem. Zamówiłam bawełnę
Lana Grossa Star w sklepie
Galeria-Splot, który gorąco polecam. Szybka wysyłka, pomocna Właścicielka, nitki może nie najtańsze, ale jakościowo bardzo dobre. Zamówiłam osiem motków i wyszło bardzo na styk, bo pasek jest robiony z ostatnich resztek. Nie zostało mi ani kawałeczka włóczki. A sznurek (zrobiony na młynku dziewiarskim) i chwosty są już z dobranego kolorystycznie akrylu.
Na koniec pozostało zdecydować się na jakiś wzór, co też mnie kosztowało kilka dni siedzenia w necie, ale wreszcie wybrałam klasyczną okrągłą mochilę, z rozpisanym wzorem
TUTAJ
Po takich przygotowaniach to musiał być sukces :-)
I muszę przyznać, że uważam, iż jest sukces, bo efekt końcowy mi się podoba. Nie to że nie ma błędów, ale torba jest kolorowa, energetyczna, mochilowa, czyli czas na prezentację :)
To może jeszcze popatrzmy na dno. Zgodnie z radą Efy wplotłam w nie żyłkę do podkaszarek i jest przez to bardziej sztywne i nie wygina się do dołu. W dnie dodawałam w każdym rzędzie po 10 oczek i to też chyba miało wpływ na brak miskowatego kształtu, czyli to o co mi chodziło.
To jak może być?
A i zrobiłam jeszcze tak na szybko zdjęcie mojego koszyka, który dawno temu pokazywałam
TUTAJ, który służył za powstrzymywacza plątania nitek,
bo przewlekałam je przez oczka czerwonego ogranicznika. Miałam dwa w jednym, koszyk i przeciwplątywacz :-)
To chyba będzie na tyle. Powiem jeszcze, że pomimo początkowych trudności i jakby nie patrzeć żmudnej pracy jestem z efektu zadowolona i nie wykluczam, że jeszcze kiedyś sięgnę po tę technikę :-)
Oczywiście zgłaszam moją mochilę na nasz 2 etap "kreatywnego szydełka":
A teraz już pozdrawiam wszystkich zaglądających bardzo serdecznie
Justyna
A niebieska serweta CUDO, CUDO. Szkoda by jej było pociąć. Oszdzędź ją - jest piękna. Do zobaczenia i pozdrawiam :-)