czyli kontynuuję temat dmuchawców. No co ja zrobię jak fascynuje mnie ich ulotność, delikatność, a z drugiej strony siła, która powoduje, że wyrosną wszędzie, w załomie muru, pomiędzy płytami chodnika itd. Jestem nimi zauroczona i pomimo, że walczę z nimi na moim trawniku, to czasem chcę je zachować na dłużej. Tym razem sięgnęłam po technikę bardziej trwałą niż frywolitka
link,
link i spróbowałam zatopić w żywicy delikatne nasionka :-) Nosiłam się z tym zamiarem od moich pierwszych prób z tą techniką, czyli od około roku, bo jak sprawdziłam pierwszy post w tym temacie opublikowałam 3 czerwca ubiegłego roku
LINK. Żeby Was nie zanudzać szczegółami technicznymi będzie dzisiaj sporo zdjęć, chociaż zrobić zdjęcie żywicy, w której się wszystko odbija i jeszcze żeby było widać to co w środku, nie jest łatwe, ale mam nadzieję, że coś zobaczycie.
To zaczynamy od serca, dosłownie i w przenośni :-)
Powiem Wam, że nawet mi te drobne pęcherzyki powietrza tutaj nie przeszkadzają ;-)
to może jeszcze na ciemniejszym tle
A jak już warsztat wyciągnięty, to jeszcze dwie zawieszki, którym lekko zmatowiłam jedną stronę, aby lepiej było widać nasionka. Na początek kwadratowa
i okrągła
i jeszcze taki kolczyki
Znowu mi spodobała zabawa z tą żywicą :-)
A tak wygląda fragment mojego warsztatu, czyli po prostu blat kuchenny :-)
Najtrudniejsze jest dla mnie wytrzymać i nie wyciągnąć za wcześnie odlewów, to ćwiczy moją cierpliwość, bo ostateczne utrwalenie jest po około 36 godzinach :-( a jak się za wcześnie wyciągnie to zostają ślady palców itd i nie wygląda to estetycznie :-(
A na koniec pokażę jeszcze totalny spontan, czyli resztki zastygającej żywicy którą zalałam foremki na bransoletki i jako dodatek włożyłam fragmenty traw. Uważam, że pomysł jest bardzo rozwojowy. Na początek grubsza z takimi jakby "asparagusowymi" zieleńcami :-)
a teraz cieńsza, gdzie musicie mi wybaczyć błędy techniczne, bo jest bardzo dużo pęcherzy powietrza, ale żywica w zasadzie już robiła mi się w rękach "gumiasta" i miała pójść do kosza, więc tak rzutem na taśmę :-)
I obie razem:
Muszę się Wam przyznać, że bardzo lubię te bransoletki i nikomu ich nie oddam, chociażby dlatego, że są mocno niedoskonałe;-)
Zdjęć sporo, jak obiecywałam na początku, ale praca z żywicą wciąga i szczerze mówiąc powstały jeszcze inne, ale to już może innym razem. Na razie wpadłam w szał zasuszania wszystkiego co mi w ręce wpadnie, więc zapewne będzie się jeszcze działo :-)
Na tym dzisiaj kończę, nie wiem ja Wy, ale ja zaczynam długi weekend i zamierzam się nim cieszyć, czyli będzie pracowity, bo zaczynam remont w domu. Mam nadzieję, że w miarę bezboleśnie uda się przejść etap bałaganu i gładko przejść do tej przyjemniejszej części. Tak czy owak, życzę Wam udanego wypoczynku i do zobaczenia
pozdrawiam serdecznie
Justyna