czwartek, 30 sierpnia 2018

Korrida, czyli hiszpańskich inspiracji ciąg dalszy :-)

Korrida, czyli hiszpańskich inspiracji ciąg dalszy :-)
Witajcie :-)
W dzisiejszym poście chciałam jeszcze na chwilę pozostać przy urlopowych wspomnieniach i hiszpańskich inspiracjach. Bardzo się cieszę, że poprzedni post Wam się podobał, ale nie wyczerpał on oczywiście wszystkich wrażeń. Dzisiaj będzie jak w tytule, czyli o korridzie. Cytując Wikipedię, "jest to tradycyjne widowisko hiszpańskie, gdzie na specjalnej arenie odbywa się walka z bykiem". Od razu powiem, że ja należę do zdecydowanych przeciwników, bo nie rozumiem, jak można uważać "coś" za piękny spektakl, gdzie zadaje się ból zwierzęciu ku uciesze tłumu. Dodatkowo, to nie jest fair, gdyż Byk z założenia nie ma szansy wygrać z ludźmi, jak również sam sobie takiego losu nie wybierał. Znajdą się zapewne tacy co użyją innych argumentów itp, ale to mój blog i ja mogę swoją opinię wyrazić. Niemniej jednak będąc w Hiszpanii, taką arenę wypadało zobaczyć i stało się to w uroczym miasteczku Ronda. Sama arena robi wrażenie, więc może dla oszczędności słów kilka zdjęć:




także zaplecze dla zwierząt (tutaj ich nie było), czy arena do ćwiczeń:




Nie byłabym sobą, gdybym nie zwracała uwagę na szczegóły i np. piękne były takie schody z kafelkami ozdobionymi scenami z życia byków :-)



A teraz będzie o "impresjach":-) Otóż patrząc na te podcienia wyobrażałam sobie piękne Hiszpanki, w cudnych sukniach, takich szerokich, w intensywnych kolorach, którym oczywiście towarzyszą przystojni mężczyźni i …. żeby zatrzymać te ulotne chwile, po powrocie, a raczej już w w drodze powrotnej w samolocie postanowiłam zrobić jeszcze dwie suknie dla "małych dam". A jakie? takie same jak poprzednio LINK, tylko trochę inne :-))))))




Tak właśnie mi się te sukienki kojarzą, z hiszpańską korridą: głęboka czerwień z dodatkiem czerni i czerń z kroplą czerwieni.


Muszę przyznać, że jestem niezmiernie z tych sukienek zadowolona, a moja Przyjaciółka, która sobie zamówiła czerwoną, a dostała dwie -  również, więc radość podwójna, albo nawet do kwadratu :-)))))



Żeby suknie miały odpowiednią oprawę, to dostały podręczną szafę z opakowania po serku :-) W nieznacznym stopniu okleiłam pudełko, tylko tyle żeby zakryć napisy



i sukienki mają domek:


a ja wdzięczne tło do zdjęć:





Znowu wyszło długo, ale cóż, widocznie tak musiało być. Mam nadzieję, że i te sukienki przyjmiecie tak ciepło jak poprzednie. Raczej wkrótce podobnych nie będzie, bo mam lekki przesyt oraz liczne dalsze plany i zbyt mało czasu, aby wszystko pogodzić :-)

Sukienki dołączają do sierpniowej edycji naszego cyklu "Kocham frywolitkę" bo łuczków mają bardzo dużo :-)

Teraz pozdrawiam już bardzo serdecznie wszystkich zaglądających, dziękuję za każde słowo pozostawione u mnie i mówię do zobaczenia wkrótce :-)

Justyna

niedziela, 26 sierpnia 2018

Niespodzianka :-)

Niespodzianka :-)
Witajcie :-)
W poprzednim poście, bardzo dziękuję za bardzo miłe jego przyjęcie, wspomniałam, że byłam kilka dni na wakacjach i obiecałam napisać "coś" więcej. To były takie nie do końca spodziewane wakacje, ale może zacznę od początku, chociaż niezupełnie :-) Dobra już nie kręcę. Otóź na kilka dni przed wyjazdem rzuciło mi się w oczy, że coś jest w skrzynce. Niespecjalnie do niej zaglądam, bo i tak nie mamy własnego listonosza, a listy są dostarczane raz na trzy tygodnie, tak średnio. Denerwuje mnie to bardzo, ale nie bardzo mam co z tym zrobić, ale… No właśnie, skrzynka i paczka. Poszłam wyciągnęłam i  myślałam, że te zamówiona przesyłka, ale patrzę, a tam inny nadawca. A paczka była od Reni. Tak, naszej RENI :-) Paczka była lekka, miękka, więc aż mi się oczy zaświeciły, bo już przeczuwałam, że ta niesamowita Kobieta zrobiła mi niepodziankę :-) I tak było, bo po otwarciu paczki moim oczom ukazała się piękna, uszyta przez Renię nerka, w idealnych liliowo-fioletowych kolorach. No cudo dostałam. Ucieszyłam się niezmiernie :-) Bardzo, bardzo dziękuję, za ten przepiękny prezent, sprawił mi ogromną przyjemność. Dopięłam do niego moje fioletowe, koralikowe kółeczko, bo jako wisior i tak nie bardzo go noszę (LINK) i zabrałam ze sobą (towarzyszyła mi wszędzie). A gdzie? zobaczcie sami:



Zdjęcia zrobione tuż po przyjeździe, a dzień już się powoli kończył:


Ta skała na horyzoncie to Gibraltar, a byłam w Hiszpanii :-) na Costa del Sol, czyli Wybrzeżu Słońca :-)


Wyjazd był bardzo udany, a cieszy mnie tym bardziej, że nie do końca był planowany. Miałam wakacje w maju, a potem miałam pracować, ale spotkałam swojego Przyjaciela, z którym ostatnio trochę rzadziej się widujemy i to On zaproponował mi ten wyjazd, że ma "metę" i mogę tam pojechać za free, że nie ma mowy o żadnej kasie. Pomyślałam, pogadałam z Synami, a ponieważ i oni zapalili się do pomysłu, to termin został wybrany i polecieliśmy. Moi Synowie są już dorośli, więc tym bardziej mnie ucieszyło, że chcieli jechać z Matką :-) Wyjazd był pół na pół, zwiedająco-wypoczynkowy. A w części poznawczej to oczywiście był Gibraltar, bo to kilkanaście kilometrów jedynie było, więc grzech byłoby nie zobaczyć. Poniżej widok na cieśninę, która ma tutaj tylko 14 km szerokości, a ten ląd po lewej stronie, to już Maroko:


oczywiście słupy Heraklesa, jeden jest na Gibraltarze, a drugi w Maroku, gdzie starożytni, widzieli koniec świata, bo dalej to już tylko potwory mieszkały :-)


Także Magoty, małpy wolno żyjące w Parku Narodowym, jedyne takie w Europie, a sprowadzone w XVIII wieku z Maroka "na mięso", teraz są pod ochroną i czesem umilają, a czasem utrudniają turystom zwiedzanie. Zdarza się podobno, że kradną aparaty fotograficzne, wyczucając je potem w przepaść, czy gonią za świecidełkami, my nie mieliśmy takich obserwacji :-)


Niedaleko Gibraltaru jest miasto Tarifa, polożone na przylądku Punta de Tarifa, które jest uznawane za Mekkę kitesurferów, więc i tam zajechaliśmy, tym bardziej, że przewodnik kusił plażą z pięknym, drobnym piaskiem:



Patrząc na zdjęcia powyżej proszę nie czyścić monitorów, bo te kropki i plamy na niebie to właśnie latawce :-) Jest ich tam całe mnóstwo. Plaża piękna, słońce także (podobno jest tam 300 słonecznych dni w roku), wiało także nieźle, ja przynajmniej miałam piasek wszędzie :-)
A poniżej widok z Tarify na Maroko, no na wyciągnięcie ręki


Piszę o tej Tarifie, także dlatego, że nasi Gospodarze pięknie urządzili swoje mieszkanie właśnie dodatkami w tym stylu. A co do Gospodarzy, to postanowiłam się jakoś odwdzięczyć za wspaniałą niespodziankę, czyli użyczenie domu i postanowiłam zrobić "coś" własnoręcznie. Oczywiście nie mogło być to nic innego jak frywolitka. Tym razem wymyśliłam, że zrobię łapacz snów. Zaplanowałam to już wcześniej, więc wzięłam potrzebne narzędzia i umilałam sobie czas np plażowania, czy podróży frywolitkowaniem:



Bazę łapacza stanowi serwetka "Nora" według wzoru Laury Bziukiewicz dostępnego w naszym sklepiku LINK, jedynie bez ostatnigo rzędu, bo miałam obręcz trochę mniejszą. Udało mi się bazę zrobić jeszcze na wyjeździe, więc jeszcze kilka zdjęć hiszpańskiech:





Całość wykończyłam już w domu, a prezentuje się tak:





Na ostatnie zdjęcie załapały się szyszki chmielu, co niewątpliwie świadczy, że już jesień :-)


Mam nadzieję, że prezent się spodoba, a znając gusta moich znajomych ta nadzieja się jeszcze zwiększa :-)
Post zrobił się już dość długi, ciekawe czy Ktoś wytrzymał do końca, więc pomimo iż nie wyczerpałam hiszpańskich impresji na dzisiaj skończę i będę mieć temat do kolejnego posta :-)

Pozdrawiam więc wszystkich zaglądających bardzo serdecznie, śmiało mogę napisać że ciepło, bo u nas dzisiaj przyjemny chłodek i mówię do zobaczenia

Justyna


środa, 22 sierpnia 2018

Ja nie mam co na siebie włożyć :-(

Ja nie mam co na siebie włożyć :-(
Witam :-)
Myślę, że tytułowe stwierdzenie nie jest obce żadnej kobiecie i jest to tzw. "oczywista oczywistość". Trzeba więc czasem zmierzyć się z problemem i zrobić sobie coś nowego. W słowie "zrobić" można zawrzeć wiele rękodzielniczych czynności, np uszyć, wyszydełkować, wydziergać, ale także wysupłać, tudzież ufrywolić. U mnie, oczywiście stanęło na tej ostatniej technice. Mając z tylu głowy, że w tym miesiącu ćwiczymy łuczki ( link do tematu u Reni) zaczęłam robić koszulkę/gorsecik (pomysł podpatrzyłam na japońskim blogu Ameblo). 


Muszę przyznać, że bardzo fajnie i wbrew pozorom prosto robiło się, tę koszulkę. Chciałabym tylko zwrócić uwagę, iż przy dołączaniu łuczka do łuczku postępuję tak jak np. pokazał Renulek tutaj, czyli przeciągam przez pikotek nitkę od czółenka i tę samą nitkę przewlekam przez pętelkę. Powoduje to powstanie niewielkiej przestrzeni przed następnym węzełkiem i umożliwia ładne dołączenie kolejnego rzędu. Polecam, proste, a łuczki dobrze się układają :-)
Bluzeczka/gorset jest zrobiona z samych łuczków, natomiast spódnica to już klasyka frywolitki, więc jest i kółeczko i łuczek i pikotki :-)


Po tym zdjęciu, jest już jasne, że nie zrobiłam sukienki dla siebie, bo to byłby ogrom pracy, jak dla mnie niewyobrażalny, ale dla maleńkiej laleczki wisiorka. Miałam taką już od dawna, ale jakoś jej nie nosiłam, bo miała brzydką spódniczkę,  a teraz modnisia z niej. Tym bardziej że sukienka dostała także tiulową halkę. Niestety zdjęcia koloru czerwonego, nadal są dla mnie "nie do ogarnięcia" ale coś pokażę :-)



Zapewne spostrzegawcze osoby zauważyły, że na tych dwóch ostatnich zdjęciach jest inna laleczka … bo się okazało, że nie tylko ja miałam taki wisiorek, który krzyczał, że nie ma co na siebie włożyć i powstały kolejne dwie sukienki, a są plany na dalsze.
Dodam jeszcze, że nie wiem, czy nie zrezygnuję z tego tiulu, albo może bardzo go skrócę, bo mi się nie do końca podoba. Oceńcie zresztą sami, na początek wersja robocza: niebiesko-żółta i żółto-niebieska


i sukienki w naprędce zmontowanej szafie:





Zdecydowanie skracam ten tiul - postanowione. To może jeszcze zdjęcia na modelce:





Sukienki, a konkretnie ich gorsety wysyłam na sierpniową odsłonę cyklu "Kocham Frywolitkę" do Reni:


Co do łuczkowego tematu, to miałam jeszcze wiele innych pomysłów, ale raczej się z nimi nie wyrobię, bo właśnie wróciłam z tygodniowego urlopu, takiego co to go nie było w planach, a się przytrafił, więc tym bardziej fajnie :-) Teraz będę nadrabiać zaległości, a może w następnym poście napiszę i pokażę coś więcej :-) A może przedłużymy temat łuczkowy? zastanowię się :-)

Wracając do tematu dodam, że kolejne sukienki już powstają :-)

Na tym kończę dzisiaj, pozdrawiam wszystkich zaglądających bardzo serdecznie, dziękuję za odwiedziny i każde słowo pozostawione u mnie

do zobaczenia więc

Justyna