wtorek, 31 października 2017

Zieleńczyk ostrężynek

Zieleńczyk ostrężynek
Witajcie :-)
Zasypuję Was ostatnio postami, ale to koniec miesiąca tak działa, tudzież decyzje podejmowane w ostatniej chwili. Tak jest i dzisiaj, gdy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę te nie chcę odpuścić zabawy u Danusi z Pięknem Natury w tle, zwłaszcza teraz gdy dała tak wielką możliwość wyboru (szczegóły TUTAJ). Myślę, że byłoby jej przykro. Jak to sobie dzisiaj uświadomiłam, to postanowiłam i jestem. Wybrałam uskrzydlony sierpień, gdzie królowały piękne motyle. Teraz za oknem szaro, buro, wieje i zimno więc z przyjemnością cofniemy się do wiosny, kiedy to w kwietniu i maju można spotkać takie piękne zielone cudeńka:

 link

Motylek mały, niepozorny, a nazywa się właśnie zieleńczyk ostrężynek (Callophrys rubi). Jest to motyl pospolity, obecny w różnych środowiskach od terenów leśnych po otwarte przestrzenie, a występuje w Europie, Azji, Ameryce Północnej i północnej Afryce.
A co przygotowałam? …..  oczywiście zgadliście - frywolitkę. Chciałabym pokazać kolczyki i bransoletkę, w których koraliki są z recyklingu, a jedynie nitka dodaje im świeżości:




Zdjęcia przy sztucznym świetle, ale coś niecoś widać. To może jeszcze takie, ze zbliżeniem na kolczyki. Muszę się przyznać, że bardzo polubiłam ten wzór i powstają, coraz to nowe wersje kolorystyczne :-)



Mam nadzieję, że podobieństwo do zielonego motylka jest widoczne :-) i cieszy mnie dodatkowo fakt, że sznur nijakich sztucznych pereł dostał trochę blasku :-)

 

Żeby już nie przedłużać pozostaje mi wstawić baner zabawy u Danusi:


dla przypomnienia jeszcze z sierpnia

:
Dziękuję Danusiu, za ten wspaniały temat, pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających i zmykam, chociaż niedługo pojawię się znowu, bo przecież trzeba nowy frywolny temat ujawnić :-)

Justyna


poniedziałek, 30 października 2017

Kopyść

Kopyść
Witam
Dzisiejszy post będzie o kuchennych utensyliach, czyli między innymi o kopyści, zwanej również warzechą lub warząchwią, czyli po prostu o drewnianej łyżce lub łopatce o drewnianym trzonku. A tak naprawdę będzie również o kolejnej lekcji wspólnej nauki decu, już 26 w temacie kuchennego recyklingu. Wiem, że sama wymyśliłam taki temat, ale potem miałam jakąś niemoc w jego realizacji. Niby od początku wiedziałam, że wykorzystam właśnie stare drewniane łyżki, ale … Tak czy owak, koniec miesiąca się zbliżał czyli czas było się zmobilizować. Łyżki pomalowałam, przykleiłam serwetki, potem znowu malowanie, przecieranie, dodatkowo inne kolory, trochę metalicznych farb i kropki i ….. oto one:



Zdjęcia są niestety w sztucznym świetle, ale może jeszcze trochę zbliżeń. Na początek pierwsza, z bardziej okrągłymi brzegami:





a teraz druga, trochę bardziej kanciasta:




Jak już zaczęłam działać, to mi się spodobało i chwyciłam jeszcze starą chochlę. Ta dostała inną serwetkę. Może powinnam pozostać przy jednym wzorze?





Moje nowe/stare utensylia będą towarzyszyć innym kuchennym przydasiom, które stoją pod tzw. "ręką" na kuchennym blacie. A że dodatki w kuchni mam w kolorze wrzosowo-fuksjowym, to tak trochę się wpisują, chociaż styl jest już nieco inny :-)


A teraz moje ulubione zdjęcie czyli przed i po:


i oczywiście obowiązkowo baner zabawy:

 link

Powiem tak, ja sobie lekcję zaliczam, a Wam mam nadzieję, że się spodobają kopyście i chochla w nowym wydaniu :-)


Na tym kończę, bo i tak zapewne tylko najwytrwalsi dotarli do końca. Bardzo dziękuję za wszystkie tak miłe słowa, pod poprzednimi postami, za to że zaglądacie - DZIĘKUJĘ BARDZO :-)

teraz już pozdrawiam bardzo serdecznie, do zobaczenia

Justyna



sobota, 28 października 2017

Mierzenie pikotków :-)

Mierzenie pikotków :-)
Witajcie :-)
Dzisiaj chciałam pokazać, że temat "Pikotków"w naszej kolejnej lekcji z cyklu "Kocham Frywolitkę"  zmobilizował mnie do bardziej profesjonalnego podejścia do tego tematu. Otóż, od dłuższego czasu uważam, że moje pikotki nie są idealne, a to dlatego że zawsze (no, prawie zawsze) robię je na tzw "oko" Niby przy pewnej wprawie są w miarę równe, ale ja widzę, że nie. Jest możliwość zakupienia mierników pikotek, ale albo są trudno dostępne, albo dość drogie. Zdarzało mi się już korzystać z różnych kawałków tekturek, aby pikotki były wystarczające długie, żeby zmieściły się na nich koraliki, ale te tekturki wiecznie się gdzieś zapodziewały, a potem już nie wiedziałam która do czego i taki, znaczy się mały, był z nich pożytek. Zmobilizowałam się i wycięłam z grubego kartonu swoje własne mierniki, od 4 mm do 5 cm. Karton dla przedłużenia jego żywotności polakierowałam dwukrotnie. Nabiłam w tych karteczkach dziurki takim "ustrojstwem" zakupionym kiedyś w markecie o nazwie "zestaw kaletniczy" a następnie zawiesiłam na takich otwieranych kółkach i mam. Mam swój autorski zestaw mierników do pikotek.



Pewnie można by jeszcze te karteczki ozdobić, ale na razie są takie mocno "eko"
Z zestawu jestem zadowolona, jak mam potrzebę, to wypinam odpowiedni miernik i lecimy z supełkami i pikotkami.
Jako pierwsza próba powstał kwiatek z książki Agnieszki Bojrakowskiej-Przenieosło, w którym pikotków jest całe mnóstwo. Aga wykorzystała swoje kwiatki do wianka komunijnego, mój jest bardziej kolorowy, więc został broszką:




Od dłuższego czasu zasadzałam się na ten wzór, ale jakoś nie do końca mi leżał, albo po prostu musiałam do niego dojrzeć. Mój kwiatek jest wysupłany z pięknie cieniowanego kordonka Lizbeth 20.



Korzystając z tego samego wzoru można na pikotkach zawiesić koraliki i taki wariant także przećwiczyłam:


Na zdjęciu chyba tego nie widać, ale aby koraliki równo się układały pikotki muszą być idealnie równe. Tutaj nie da się robić z miarką, więc wszystko ma być równe na oko. Kwiatuszek, jeszcze nie zagospodarowany. A tak wygląda od tyłu:


Wiem, że może trochę mała praca w temacie pikotkowym, ale tak na prawdę w tym miesiącu pikotki trenowałam jeszcze np w masce karnawałowej TUTAJ, bo inne frywolne prace są wyjątkowo w nie ubogie - mają tylko pikotki techniczne. Mam jednak nadzieję, że Renia mi zaliczy :-)



To jeszcze baner naszej zabawy, w podtemacie - pikotki.

 link

Na dzisiaj kończę, bo muszę jeszcze mój kuchenny decoupage zrobić. Wiem, wiem, na ostatnią chwilę, ale plan jest żeby zdążyć :-)
Dziękuję Wam bardzo serdecznie za wszystkie miłe słowa o czapce-kocie LINK.
Teraz już mówię do zobaczenia i pozdrawiam bardzo serdecznie

Justyna


środa, 25 października 2017

Szara myszka … upsss kotek :-)

Szara myszka … upsss kotek :-)
Witajcie :-)
Tak to jest jak się po nocy posty pisze i z kotka robią się myszy. Ale, ale, ponieważ jak już wspomniałam późno jest, to nie będę się rozgadywać i od razu przejdę do rzeczy. Ci co są ze mną od dłuższego czasu pewnie pamiętają, iż mam przyjaciółkę, która ma córeczkę, której od czasu do czasu szydełkuję fantazyjne czapki. Pierwsza była biedronka TUTAJ, a potem kot TUTAJ (ten to nawet był dwa razy, bo pierwszy był za mały). Teraz kot już był ponownie za mały i nadeszło nowe zamówienie na … kota. Znowu kot myślę i próbowałam nęcić, a może jednorożec, a może myszka Miki, ale Dzięcię kocha koty i miał być kot i na dodatek szary z dodatkiem szarego. Cóż było robić, zakupiłam bazową włóczkę, oczywiście szarą (piękna i zupełnie niegryząca wełna z alpaki z zaprzyjaźnionego wełnianego sklepu TUTAJ), resztę dobrałam z zasobów własnych i jest. Tym razem rozmiar trafiony idealnie, ale była przymiarka w trakcie. To czas na prezentację w jesiennych klimatach:





Tak naprawdę to kotka i nawet oczkiem "mruga"


no dobrze, może zalotnie spogląda i jaką ma fajną różę :-)


Kot został entuzjastycznie przyjęty przez lekko już podrośnięte Maleństwo i to mnie cieszy najbardziej, chociaż mimo moich obaw co do tych szarości z szarościami czapka wyszła uroczo. Z resztek wydziergam jeszcze szalik, ale nie chciałam Dziecka już wstrzymywać, więc będzie potem. Dodatkowym bodźcem do opublikowania posta było także wyzwanie gościnnej projektantki w Szufladzie zatytułowane "Kochamy Koty", a czapiszcze wpisuje się idealnie, więc go podrzucam bardzo chętnie:


Tym razem inspiruje nas Inka, a kto nie zna Inki :-)

Na koniec jeszcze już na ukołysanie do snu kilka nadal jesiennych zdjęć, które udało mi się zrobić podczas ostatniego krótkiego pobytu na Mazurach:





Teraz już można iść spać, więc mówię dobranoc i do zobaczenia

Justyna