poniedziałek, 9 lipca 2018

Zapatrzyłam się :-)

Witajcie :-)
Jakoś nie idzie mi dzisiaj pisanie posta, więc będzie krótko, chyba. Od jakiegoś czasu podziwiam na innych blogach np naszej Papierolki,  piękne zdjęcia w lawendą w roli głównej. Głównie zapatrzyłam się na lawendowe wrzeciona i zapragnęłam takowe mieć, poczuć ten zapach rozchodzący się po domu, albo dochodzący z otwieranej w zimie szafy. Bardzo chciałam. A jak wiecie, chcieć to móc, więc posadziłam lawendę w ogrodzie i na tym skończyła się sielanka, bo jakoś nie chciała rosnąć, marniała, albo przemarzała w zimie, albo usychała (pomimo podlewania), ale ja uparcie sadziłam nowe krzaczki, zmieniałam im miejsce, ufając że będzie bardziej odpowiednie. I …. udało się, mam w tym roku lawendowe żniwa :-)



Nie są to może jakieś nadzwyczaj urodziwe krzaczki, ale lawenda jest cudna i nieziemsko pachnie :-) W zeszłym tygodniu urządziłam cięcie, a potem się delektowałam tym zapachem, także zmieszanym z aromatem kawy, który również uwielbiam :-)



Potem zabrałam się za plecenie moich wymarzonych fusetek. Nie jest to trudne, ale cierpliwości wymaga, a ku mojemu zaskoczeniu lawenda bardzo szybko wysychała i strasznie gubiła kwiatki:



Postanowiłam więc zmienić technikę i powiązałam odliczone pędy lawendy i włożyłam do wody. Trochę to przedłużyło ich "żywotność" ale następnym razem, będę cięła sukcesywnie.



Część lawendy od razu powędrowała do ludzi (zdradzę, że będą rewelacyjne domowe mydełka), a część została zapleciona w grubsze i cieńsze wrzeciona. Te grubsze zdecydowanie bardziej mi się podobają i następnym razem tylko takie będę robić.


i to znowu nie wszystkie, ale tylko te się załapały do zdjęć. A resztki lawendy zostały skrzętnie zebrane do woreczka, bo nic nie może się zmarnować :-)


Jestem niezmiernie zadowolona, że się w tym roku udało zebrać moją własną lawendę. Będę walczyć  o nią dalej i mam nadzieję, na powtórkę w przyszłym roku.

Na tym kończę, dziękuję za Wasze odwiedziny, pomimo czasu niesprzyjającego siedzeniu przy komputerze, a teraz pozdrawiam serdecznie

do zobaczenia

Justyna


15 komentarzy:

  1. Lawendowe wrzeciona, hmm fajny pomysł, nie dziwię się, że się zapatrzyłaś. Piękne i pożyteczne

    OdpowiedzUsuń
  2. Też marzę o takich lawendowych żniwach, ale u mnie w dalszym ciągu nie chce rosnąć:( Wyczytałam że jest niekłopotliwa, więc może za dużo o nią dbam?
    Śliczne wrzeciona!
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale świetne te wrzeciona, faktycznie grubsze są ładniejsze i tak okazale wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I very much like your pattern it's beautiful,thank for sharing good i dea !

    ดูหนัง

    OdpowiedzUsuń
  5. Justynko cudnie Ci ta lawenda obrodziła i jaka jest długa . Fusetki chodzą za mną od dawna , ale w tym roku przegapiłam trochę zbiory lawendowe, Jedynie troch udało mi się ususzyć.
    A Twoje sa świetne takie grubaski i świetnie zaplecione .
    Pozdrawiam i niech Ci pachnie jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie poszalałaś z lawendą. Moje tegoroczne zbiory były niezbyt obfite i jeszcze zasuszone czekają na zastosowanie.Jeszcze nie mam "pomysła".

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ zapach!!!! Zbiory pokaźne! Fusteki pięknie Ci wyszły! Moja lawenda też ucierpiała w tym roku, ale tak jak Ty nie poddam się:)) Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  8. ja przytaszczyłam lawendę od Mamy- u mnie nie rośnie i po 10 latach prób zrezygnowałam.
    Pięknie zaplotłaś fusetki- są śliczne i nie tylko bedą zdobić ale i pachnieć tak jak to tylko lawenda potrafi
    Buziaki przesyłam

    OdpowiedzUsuń
  9. Lawendy się generalnie nie podlewa, bo ona lubi suszę:-) tego się nauczyłam przez 10 lat hodowli, potrzebuje gleby piaszczystej i zasadowej, żeby obficie kwitła. No i kwitła mi, tylko w tym roku się zbuntowała ale w sumie to krzaki miałam już tak wielkie, że chyba po prostu starość je dopadła. Fajną masz odmianę bo długołodygową, czyli na takie piękne fusetki w sam raz. Czuję jak pachną:-)
    P.S. Też się nie mogę doczekać:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam lawendę. Pięknie Ci obrodziła. Takie wrzeciona świetnie się prezentują no i oczywiście zapach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Przefajny pomysł! U mnie lawenda rośnie, ale nigdy jej nie ścinałam do domu, może po Twoim wpisie wreszcie się zmobilizuję i coś z niej zrobię:-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluje tak pieknych zbiorów i niech się darzy w kolejnych latach. A wrzeciona - masz rację - grubsze ładniejsze.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Justynko, Twoje starania zostały nagrodzone :-)
    Piękna lawenda wyrosła, na sam widok aż się uśmiecham. Ale te wrzeciona to istne cudeńka - pięknie wyglądają, ślicznie zaplecione. W tym roku mam na balkonie lawendę, nie wiem czy się utrzyma, ale takich wrzecionek to ja raczej nie potrafię :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak...zdecydowanie muszę posiać lawendę! :)
    Nie tylko dla tych "wrzecionek" ale tez i dla jej obłędnego zapachu.
    Że o funkcji prewencyjnej antymolowej nie wspomnę :)

    OdpowiedzUsuń