Jakoś ostatnio mało mnie i u Was i u siebie na blogu. Dopadł mnie nawał obowiązków, stresów itp, a nawet trochę brak weny. Postanowiłam jednak zawalczyć i przełamać się, a czym jak nie "pracami ręcznymi" najlepiej to zrobić? Ale, ale … niech będzie od początku :-)
Jak zapewne wiecie, mieszkam w Warszawie, w pięknej zielonej dzielnicy prawobrzeżnej jej części, ale właśnie po tej praskiej stronie są miejsca zgoła inne. Stare walące się fabryki, miejsca zdecydowanie mniej uczęszczane i czasami nawet niebezpieczne. Jednak nawet tam można, np na spacerze, znaleźć niespodziankę. Tak było i tym razem, kiedy to w zagraconym kącie wśród zapomnianych narzędzi i zardzewialców zamrugało do mnie takie "coś":
bliżej trzeba było podejść ...
i troszeczkę rączki ubrudzić, ale moim zdumionym oczom ukazały się one….
dwa piękne zające. Zakręcone, zaplątane, pobrudzone i lekko zardzewiałe, ale piękne. Kiedyś dumnie stały na biurku prezesa fabryki, a teraz na co im przyszło? Nie martwcie się, powiedziałam im, ja Was oczyszczę i zabiorę w przyjemniejsze miejsce.
Pomimo moich starań rdzy już się nie dało odczyścić, ale chyba jest im w niej do twarzy :-), albo do ciała :-)
Jak obiecałam, to też i zrobiłam, więc zające hasają teraz po moim ogrodzie, a najbardziej im do twarzy w hiacyntach:
lub w cieniu pergoli:
Są może niezbyt typowe, ale zdecydowanie moje i wielkanocne - HOWGH.
Zające zrobiłam oczywiście ja, własnymi rękami, a technika to ponownie mixmedia. Tak mi się przynajmniej wydaje. Tym razem postanowiłam wrócić też trochę do starszych lekcji decu i zaszaleć z rdzą (temat 18) i woskiem (temat 16), tak żeby nie wyjść z wprawy. Rdzę widać na pierwszy rzut oka, natomiast wosk jest w kolorze "rain forest" i jest nałożony na te zardzewiałe monety. Niezbyt to na zdjęciach widać, ale dzięki niemu są one zdecydowanie mniej szorstkie, takie bardziej szlachetne.
Jak pisałam wyżej, zające nie są "TYPOWO WIELKANOCNE" i pewnie nie każdemu się spodobają, ale właśnie na takie miałam ochotę :-) Biegną, tudzież kicają one do Reni na "wielkanocne decu z zajączkiem"
mam nadzieję, że Renia ich nie pogoni :-)
Na tym kończę tego tasiemca, ale dorzucam jeszcze przerobionego zająca
i pozdrawiam Wszystkich zaglądających baaaaardzo serdecznie
Justyna
P.S.
To jeszcze w gratisie pięknie kwitnące ciemierniki:
Dałam się nabrać i czytając pomyślałam sobie, gdzie Ty się włóczysz po jakiś starych, praskich fabrykach, przecież to nie tylko szalone ale i niebezpieczne;-) Zające wyszły Ci bardzo oryginalnie i zdecydowanie pod prąd wiosenno - wielkanocnym klimatom, czyli masz w sobie dusze wywrotowca, to trochę - a nawet bardzo - jak ja;-) Nie wiem czy dali by mi takie zające postawić na wielkanocnym stole, ale do ogrodu przygarnęłabym z chęcią. Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńCzytając początek krzyczałam - NIE, NIE CZYŚĆ! Pięknie wygladają, z rdzą im do twarzy/pyszczków/. Świetne wykonanie! Dałam się nabrać;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Justynko:)
Rdza im bardzo pasuje :)
OdpowiedzUsuńFajna historia z tymi zającami. Tez się nabrałam... A same zające są świetne. I z ta uszlachetnioną rdzą bardzo fajnie wyszło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie :)
Na samym początku to i ja dałam się nabrać, ale zaraz mnie oświeciło, że to ten efekt rdzy przecież :) Bardzo fajnie "zmediowane" zające i do twarzy im w tych okolicznościach przyrody :)
OdpowiedzUsuńNiezła historia:) A "zardzewiałe" zające na pewno są oryginalną ozdobą nie tylko wielkanocną. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJej! Nabrałam się na te fabrykę i dyrektora, he, he! Zające świetne, prawdziwie indrustrialne! Nawet z królowa Eżbietą im do twarzy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Wiesz że dałam się nabrać i se myślę ta to się wykpiła, znalazła w śmieciach i zgłasza na kolejna lekcję ... hehe tak realistycznie to opisałaś :-)
OdpowiedzUsuńJustynko jesteś genialna , a kicajce są świetne a w Twoim ogrodzie wyglądają tak jak by tam mieszkały od wielu lat.
Pozdrawiam
Niezła historia...normalnie dałam się nabrać! :)
OdpowiedzUsuńJuż nawet miałam pisać petycję o uwolnienie zajców z okowów...
a tu się okazuje , że to ty je "zaaresztowałaś"... no i teraz jestem z kropce...;-D
ale z tymi starymi fabrykami i zapomnianymi przez Boga zaułkami starej Szmulowizny...to niestety prawda...
Usuńdlatego dałam się złapać ;)
widzę że nie ja jedna dałam sie nabrać na tą opowieść ;D
OdpowiedzUsuńświetne zajączki i jeszcze podrdzewiała- ja jestem nimi zachwycona:)
Prześliczne zdjęcia z ogrodu, u mnie albo jest zimniej, albo nornice szalały bo jakoś mało kwiatów mam
Pozdrawiam cieplutko
Wow!! Świetne zajączki :)
OdpowiedzUsuńPierwsza myśl-gdzie ona się wybrała na spacer!I masz kolejną,która
OdpowiedzUsuńdała się nabrać.Uważnie czytamy Twoje posty :)Kicajce oryginalne.
widzę że u kogoś Prima-Aprilis trwa dłużej niż jeden dzień :) nabrałam się na tą fabrykę :) super zające, przy hiacyntach wyglądają uroczo :) pozdrawiam i czekam na kolejną mroczną i tajemnicza opowieść ... :)
OdpowiedzUsuńWidze, ze wszystkie dałyśmy sie zrobic " na szaro". Troche znam te dzielnice Wawki i faktycznie pomyslałam gdzie ta kobita tam łazi. Coz zajce w takim wykonaniu, przesliczne. Rdza wyszła świetnie. Fajny pomysl z monetami. Słowem masz swoje dwa zajaczki i nikt takich miec nie bedzie. Pieknie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNabrałam się. Bo niedawno moje starsze dziecko ganiało po opuszczonej fabryce i faktycznie, można tam porzucone cuda znaleźć.
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyglądają Twoje zajączki - na pewno dobrze im w Twoim ogrodzie.
Pozdrawiam
Śliczne zające a jeszcze śliczniej wyglądają po twoich działaniach odświeżających :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚliczne... Pogodnych Świąt
OdpowiedzUsuńMoże i nie są typowo wielkanocne ale mnie tez bardzo sie podobają! W ogrodzie prezentuja się cudnie!
OdpowiedzUsuń