niedziela, 29 listopada 2015

Aniołów nigdy za dużo :-)

Witam!
Zapewne domyślacie się, że będzie dzisiaj o aniołach tych zadanych w 20 lekcji wspólnej nauki frywolitki. Temat Wam się spodobał, mamy nowe osoby, które udało się zarazić i to jest super. Ja również ochoczo zabrałam się za robienie aniołków. Życie oczywiście zweryfikowało moje plany, ale może do Świąt coś jeszcze wysupłam. Stanęło więc na drobiazgach, a to z prostej przyczyny. Miałam pozajmowane wszystkie swoje czółenka różnymi nitkami, czasami nawet nawijanymi w różne kolory nitek. Cóż, najpierw trzeba było zabrać się za tzw "uwalnianie czółenek" a jako wzór wybrałam dość popularnego na blogach aniołka, według TEGO wzoru. Przy okazji poćwiczyłam łączenie nitek i chowanie w robótce, a fajne instrukcje wraz z filmikami znalazłam na blogu u Agnieszki np TUTAJ i TUTAJ, bo jak mało na czółenku to i tak trzeba połączyć i zamaskować. 
Ok to może pokażę moje maleństwa (nienajlepsze zdjęcia, ale innych nie mam, a części aniołków też już nie mam :-)





Z tych najbardziej podoba mi się ten złoty, jest najmniejszy i najdelikatniejszy.
Ale to nie wszystko, bo udało się także zrobić jeszcze anielskie skrzydła według TEJ inspiracji. Jest wersja większa:




i mniejsza:




Zrobiłam z nich wisiorki, chociaż nie wiem jeszcze na czym je powieszę. Jak na nic fajnego nie wpadnę, to zawsze mogę je powiesić na choince :-)


Do tego mniejszego mam ogromny sentyment bo koralik (ten dłuższy) użyty do jego konstrukcji przywiozłam jeszcze z Afryki, a jest z rogu jakiegoś zwierzęcia (ale hodowlanego, nie nosorożca).
A tak wygląda w komplecie z poprzednim złotym maleństwem:


To na koniec jeszcze wszystkie razem:


Na tym kończę, chciałabym jeszcze jednak bardzo podziękować za tak wiele miłych słów pod postem z tabliczką "Beaujoulais nouveau" Bardzo dziękuję. A, że mam jeszcze jedną tabliczkę, więc też ją niedługo zobaczycie. 
Pozdrawiam serdecznie 

Justyna

niedziela, 22 listopada 2015

Beaujolais nouveau

Witam serdecznie wszystkich zaglądających :-)
Beaujoulais nouveau to młode wino pochodzące z okolic Lyonu we Francji. W trzeci czwartek listopada przypada święto Beaujolais, kiedy po raz pierwszy oferuje się w sprzedaży wino z bieżącego rocznika. Dlaczego o tym piszę, otóż od lat właśnie w okolicy trzeciego weekendu listopada, bo z tym czwartkiem to jest trudno, spotykamy się z naszymi przyjaciółmi. Kiedyś byliśmy sąsiadami, teraz już od lat mieszkamy w pewnym oddaleniu, ale święto Beaujolais kultywujemy, jako "nową świecką" tradycję i okazję do spotkania. Próbowaliśmy sobie przypomnieć od ilu lat się spotykamy, ale nikt dokładnie nie pamięta, jednak jest to co najmniej 15 lat. Wczoraj więc odbyło się kolejne spotkanie i postanowiłam uczcić wysiłek gospodarzy i przygotować coś "od siebie" i nie mówię tu o sałatce, tylko przygotowałam tabliczkę decu upamiętniającą takie spotkania. Tabliczkę kupiłam w zaprzyjaźnionym już sklepie My Decor, chciałam aby była poprzecierana, postarzona, bo to przecież już tyle lat. Nie obyło się oczywiście bez komplikacji, bo po pomalowaniu najpierw ciemną farbą, kolejna warstwa w kolorze ecru nie chciała pokryć ciemnego podkładu. Zakupiłam więc tak zachwalane na blogach farby kredowe i tutaj ..... rewelacja. Są super, idealnie kryją, są aksamitnie satynowe w dotyku. Z pełną odpowiedzialnością mogę polecić. Potem był transfer (znaleziony TUTAJ), lekkie malowanki i na koniec ..... nie mogło oczywiście zabraknąć frywolitki. To może zaprezentuje swoje dzieło, z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale robione wczoraj na szybko i lepszych nie będzie:


Frywolitką napisałam imiona Gospodarzy, jak możecie się domyślić Marzenka była znacznie trudniejsza niż Jaś, ale da się przeczytać :-) Teraz widzę, że zapomniałam o dzyndzelku na S, trudno musi już tak zostać :-(



Po raz pierwszy pokusiłam się o domalowanie koloru (mam tylko czarno-białą drukarkę) i myślę, że ożywiło to tabliczkę i utrzymało w winnym, a może winowym kolorze :-) A czarno-białe wyglądało tak (zdjęcie bardzo robocze):

Podoba mi się także, że frywolitka dodała przestrzenności, nie wiem czy widać to na zdjęciu?


Wczoraj tabliczka została wręczona, ciepło przyjęta, więc mogę ją już światu pokazać. Spotkanie również bardzo się udało, wina były świetne i nie było to tylko Beaujolais :-)
Tak mi się spodobały te tabliczki, że jeszcze jakieś będą, ale są w zupełnie innym klimacie, więc kiedy indziej je zaprezentuję. 
Na tym kończę, pozdrawiam serdecznie

Justyna

czwartek, 19 listopada 2015

Dwa i pół :-)

Witam!
Po ostatnim dłuuugim poście dzisiaj będzie chyba krócej. Na początek chciałam Wam bardzo podziękować, że do mnie zaglądacie i oczywiście za wszystkie komentarze, jakże budujące i motywujące do dalszej pracy. Dziękuję bardzo :-)
A teraz chciałam zaprezentować, to co przygotowałam w temacie nauki makramy. Poprzednią lekcję odpuściłam, ale teraz jak Joasia kazała się uczyć tzw. józefinki (szczegóły znajdziecie TUTAJ) to musiałam coś przygotować. Nie jest tego może dużo, ale jest. Zanim pokażę, to jeszcze napiszę, że na powstanie mojej pracy, miała także wpływ Danusia, która przygotowała bransoletkę z pięknych, ale chyba dość śliskich sznurków czym wzbudziła moje obawy, czy podczas noszenia nie będą się rozplątywać. Oczywiście zawsze można podszyć czymś delikatnym, ale nie chciałam sobie dodawać roboty (z wrodzonego lenistwa), sięgnęłam więc po materiał który będzie trudniej rozplątać. Zrobiłam bransoletkę do której użyłam dość grubych rzemieni w dwóch kolorach. W całej bransoletce jest tylko jeden węzeł, ale nie sposób go nie zauważyć:





Jednak zrobić na całe zadanie jeden węzeł to mało, więc postanowiłam jeszcze coś wysupłać i tym razem zrobiłam sznurek na młynku dziewiarskim, a raczej dwa sznurki i je zaplotłam. Taka zimowa wersja bransoletki, która ogrzewa nadgarstek :-)



Sznurki po prostu zszyłam, bo są rozciągliwe i dadzą się dzięki temu założyć na rękę.
Na koniec z ostatniego sznurka zrobiłam taki mniejszy supełek z którego powstał breloczek na klucze według TEGO przepisu:


Ten ostatni supeł to takie jakby "pół" józefinki.
Mam nadzieję, że pomimo tak niewielkiej ilości supłów Joasia zaliczy mi zadanie domowe:


Miało być krótko, ale pokażę jeszcze jak bransoletki wyglądają na ręce:



i jak prezentują się razem:





Na tym kończę, udało mi się zrobić tak długi post o 2,5 supełkach :-) Obiecuję, że na następną naukę makramy zrobię więcej węzełków, chociaż przecież nie najważniejsza jest ilość :-)

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, jeszcze raz dziękuję za odwiedziny

Justyna

niedziela, 15 listopada 2015

Kazimierz Nowak i jego marzenie - AFRYKA

Witam!
Dzisiaj będzie trochę nietypowo, ponieważ chciałam Wam opowiedzieć o człowieku, o którym "mało kto dziś pamięta" a mianowicie o podróżniku Kazimierzu Nowaku. Nie jestem historykiem, więc nie będę tutaj przypominać jego biografii, tylko napiszę, że jego wielkim MARZENIEM była Afryka. Najważniejsze jest to, że to jego pragnienie się spełniło, gdy 5 listopada 1931 roku wyruszył w samotną podróż przez kontynent afrykański z północy na południe i z powrotem. Przez pięć lat przebył 40 tys km początkowo rowerem, ale także pieszo, konno, czółnem, na wielbłądzie czy pociągiem. Swoją wędrówkę relacjonował w listach publikowanych w prasie polskiej i zagranicznej. Powrócił do Polski w 1936 roku, gdzie niestety wkrótce zmarł (w 1937r) z powodu zapalenia płuc, ale i skutków malarii oraz ogólnego wycieńczenia organizmu. Jego listy zostały zebrane i wydane w książce pt "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd" - gorąco polecam, jest także wersja dla dzieci zatytułowana "Afryka Kazika"
Jego postać została także przypomniana przez akcję "Afryka Nowaka" gdzie zapaleńcy rowerowi przebyli podobną trasę jak Kazimierz, tylko podzieloną na etapy. Rozpoczęli 5 listopada 2009 r w Trypolisie, a  skończyli 21 grudnia 2011 r. Gdyby ktoś był zainteresowany to zapraszam na stronę http://afrykanowaka.pl.
Zapytacie dlaczego akurat dzisiaj taki temat? Otóż miałam ogromną przyjemność spotkać uczestników 19 etapu tego rajdu, na miejscu w Afryce, a mianowicie w Republice Środkowoafrykańskiej. Kraj bardzo ciekawy, biedny, szarpany nadal wojną domową, ale o tym może przy innej okazji. Z jedną z uczestniczek spotkałam się już na lotnisku w Bangui, ale potem podczas trzytygodniowego pobytu nasze drogi jeszcze kilka razy się przecięły.
A teraz będzie nawiązanie do bloga "robótkowego" :-) Od "Afryki Nowaka" dostałam pamiątkową pocztówkę, na której widniało zdjęcie Afrykańczyków wykonane przez Kazimierza Nowaka i to zdjęcie postanowiłam przenieść metodą transferu, czyli zgodnie z krokiem 9 we wspólnej nauce decu. Powiecie, że to dość szalony pomysł ... pewnie tak, ale kartka leżała z szufladzie, rzadko po nią sięgałam, a teraz będzie często w moich rękach, bo ozdobiłam nią kolejne pudełko na koraliki (już dwa są ozdobione, a pokazywane TUTAJ i TUTAJ). Oczywiście miałam obawy, czy wszystko pójdzie dobrze i czy nie stracę kartki bezpowrotnie.
Otóż, żeby nie trzymać w napięciu napiszę, że wszystko się udało :-)
Kartkę kilkukrotnie pomalowałam specjalnym preparatem do przenoszenia zdjęć, który wytworzył błonę, a w niej zatopiony obrazek, tył kartki na mokro został usunięty "wykulany" Tak powstały obrazek można już traktować jak papier do decoupage i ja go przykleiłam do mojego pudełka. Po przyklejeniu trochę obrazek poszarpałam, pobrudziłam. Na brzegach pudełka dołożyłam elementy afrykańskie z serwetki, którą dostałam od Ani. Pudełko prezentuje się tak:






Nie jest to może "mistrzostwo świata", oj nie jest, bo nie do końca udało mi się obrazek wtopić w tło, ale na pewno nabrałam doświadczenia. Trzeba go przycinać, jeszcze gdy ma papier w sobie, po potem się brzydko zwija i są grube brzegi.



Reasumując wtopienie brzegów w tło i postarzanie wymaga jeszcze poprawek, ale pudełko ma tak dużą wartość emocjonalną, że na pewno ze mną zostanie i jest już nawet zasiedlone koralikami (na zdjęciach razem z poprzednimi pudełkami)



Pudełko zgłaszam oczywiście do 9 kroku w decu u Reni:


To nie jest koniec prac w tym temacie, ale ponieważ jeszcze nie są skończone, to zostawiam je na później. Podsumowując uważam, że temat wart poznania, daje wiele możliwości i będę go na pewno wykorzystywać.

To może na koniec jeszcze jakieś afrykańskie zdjęcia, bo u nas za oknami szaro, mokro i zimno :-)






Ogromna mieszanina mi dzisiaj się napisała, ale ...
Będę więc powoli kończyć, jeszcze tylko muszę podziękować za Wasze odwiedziny i tak miłe komentarze pod poprzednimi postami, dziękuję bardzo.
Teraz już zmykam, pozdrawiam serdecznie i mówię do zobaczenia

Justyna

poniedziałek, 9 listopada 2015

Impuls

Witam!
W dzisiejszym poście chciałabym pokazać pracę która powstała ... przez przypadek. Nie była w żaden sposób planowana, tylko tak "rach, ciach" i jest. Złożyło się na to moje zadowolenie, albo samozadowolenie z filcowo-frywolitkowej bransoletki pokazanej w TYM poście i zauroczenie paletą kolorystyczną na październik w Art-piaskownicy. Czyli niewiele zastanawiając się zrobiłam kolejną bransoletkę, tym razem mniejszą, robiąc filcowe koraliki w kolorze zielonym i różowym oraz supłając szarą nitką. Oto co mi wyszło:



Wzór jak poprzednio, tylko zmodyfikowałam ilość słupków, bo bransoletka zdecydowanie mniejsza. Do końcowego łańcuszka dorobiłam maluteńką kulkę i także ją zamknęłam we frywolitkę:


Zdjęcia robione tak na szybko wczoraj, kiedy pogoda była bardzo zmienna, raz świeciło słońce, to znów ciemne chmury go zakrywały. U nas zresztą wiało bardzo mocno i przez 4 godziny nie było prądu, ale większych szkód poza tym nie było. U jak u Was, czy wszystko w porządku?


To może jednak jeszcze kilka ujęć w sztucznym oświetleniu:




A tutaj porównanie wielkości obu filcaków:



To jak, może być? Mnie się to połączenie filcu i frywolitki nadal podoba.
Słowo się rzekło,  zgłaszam więc bransoletkę na wyzwanie Art-Piaskownicy


jest tam już wiele pięknych prac, ale ... i ja spróbuję. 
Na koniec jeszcze bardzo serdecznie chciałabym podziękować za Wasze miłe słowa pod poprzednimi postami, a zwłaszcza tym o żmijce.  Dziękuję bardzo :-)
Na tym kończę i mówię do zobaczenia.

Justyna